W gabinecie regularnie rozmawiam z pacjentami na temat suplementów diety. Bardzo często przeprowadzając wywiad żywieniowy z pacjentem, okazuje się, że przyjmuje on kilka suplementów diety. Jak zaczynam drążyć temat, dowiaduję się, że przyjmuje je, bo „są powszechnie polecane”, bo „koleżanka mówiła, że warto taki suplement zastosować” itd. Zazwyczaj okazuje się, że zupełnie nie ma podstaw do stosowania takich preparatów. A ich suplementacja, jest całkowicie zbędna.
Drugą kwestią jest jakość przyjmowanych suplementów diety. Większość z moich pacjentów uważa, że suplement diety kupiony w aptece, to tak samo przebadany preparat jak lek. Zawsze burzę im to przekonanie i spotykam się wtedy dość często z niedowierzaniem.
Chcę, abyście dokładnie rozumiały ten temat i wiedziały dlaczego suplementy diety najlepiej OMIJAĆ.
O dokładne i merytoryczne wyjaśnienie tematyki suplementów diety, poprosiłam Alicję Jaczewską, która jest lekarzem rezydentem w Klinice Pediatrii Samodzielnego Szpitala Klinicznego w Warszawie, gdzie pracuje w zespole żywieniowym. Przeczytajcie i wyciągnijcie wnioski:
Suplementy diety są wszędzie. I działają na wszystko. Odchudzą, poprawią nastrój i odporność, wzmocnią włosy i paznokcie, poprawią pracę stawów i generalnie sprawią, że życie stanie się piękniejsze. Przynajmniej tak by wynikało z telewizyjnych reklam. I wydaje się, że duża część Polaków ufa tym reklamom, gdyż z roku na rok sprzedaż suplementów jest coraz większa.
Czy to dobrze? Teoretycznie powinniśmy się cieszyć, bo oznacza to, że coraz więcej osób myśli o zdrowiu. Niestety, nic bardziej mylnego!
Jaki jest problem suplementów diety?
Po pierwsze – nie są potrzebne. Tak naprawdę poza nielicznymi wyjątkami (jak np. suplementacja witaminy D3 w okresie od września do kwietnia w naszej szerokości geograficznej) nie ma wskazań do suplementowania czegokolwiek. Większość witamin i minerałów możemy z powodzeniem dostarczyć do naszego organizmu z pokarmem. Wszyscy lekarze (a jak nie wszyscy to znakomita większość, a na pewno ci odpowiedzialni za zalecenia) są zdania, że zdrowa i zbilansowana dieta jest najlepszym sposobem na zapewnienie człowiekowi optymalnych warunków do utrzymania stanu zdrowia. Co więcej, przyswajalność takich związków odżywczych z pokarmu jest dużo lepsza niż przyswajalność ich sztucznych kolegów.
Po drugie – nie zawsze działają tak, jak mają działać. No cóż, pomijając substancje o dobrze poznanym wpływie na organizm człowieka (jak np. witaminy) wiele zawartych w suplementach składników nie ma udowodnionego działania. Przeprowadzenie dużych, rzetelnych badań randomizowanych, najlepiej z podwójnie ślepą próba jest procedurą bardzo drogą, na którą producenci suplementów rzadko się decydują a i naukowcy niekoniecznie są nimi zainteresowani. Co więcej, nawet znanym substancjom często przypisuje się dodatkowe, czasem niemal „magiczne” działanie. Dobrym przykładem jest tutaj wpływ na odporność witaminy C (udowodniono go tylko u sportowców). I tak pół biedy jeśli dana substancja po prostu nie działa. Gorzej, jeśli może dawać działania niepożądane. Wówczas zamiast poprawić swoje zdrowie, możemy je jeszcze pogorszyć.
Po trzecie – nie wiadomo czym są.
Niestety, jak pokazują badania laboratoryjne (chociażby Naczelnej Izby Kontroli) duża część suplementów nie zawiera tego, co wg producenta zawierać powinna. Nie zgadzają się nie tylko dawki, ale i substancje!
Wynika to z obecnego stanu prawnego – obecnie każdy może wprowadzić suplement na rynek jedynie DEKLARUJĄC jego skład na podstawie notyfikacji. Może on zostać przebadany, ale nie musi. Co więcej – można go wprowadzić do obrotu już po złożeniu takowej notyfikacji, jeszcze przed jej rozpatrzeniem. A to otwiera drzwi różnym nadużyciom. Dlatego jeśli już musicie suplementować jakiś składnik odżywczy – wybierajcie preparatu, które mają w nazwie „lek” a nie „Suplement diety”. Wg prawa podlegają one zupełnie innym zasadom wprowadzenia na rynek i zażywając taki lek macie gwarancję tego, co spożywacie. I to widać w praktyce. Nie raz zdarzali mi się pacjenci z niedoborem witaminy D3, których mamy zarzekały się, że codziennie ją dziecku podają. Po dopytaniu o preparat okazywało się, że dziecko otrzymywało suplement diety. Zmienialiśmy wówczas ten suplement na lek i najczęściej następny pomiar stężenia witaminy D3 był już w normie.
Więcej o problemie z jakością suplementów znajdziesz w tym artykule.
Po czwarte – czyszczą nasze portfele. Rynek suplementów diety rozrasta się w niesamowitym tempie a jego obroty w przeciągu ostatnich kilku lat niemal podwoiły się. Statystyczny Polak w 2015 roku wydał na suplementy 100 zł. A dużo osób wydaje na nie taką (albo i większą) sumę miesięcznie. Co ciekawe, pacjentom często łatwiej jest wydać daną kwotę na reklamowany suplement niż na lek zalecony przez lekarza. A wobec poprzednich punktów widzimy, że wydatki te są zbędne. Dużo większą korzyść mogłoby przynieść przeznaczenie tych funduszy chociażby na lepsze jakościowo produkty spożywcze (np. dobrą rybę czy oliwę, które nadal nie są powszechne w polskich domach).
Mam nadzieję, że choć trochę zachęciłam Was do patrzenia z rezerwą na suplementy diety. A na zakończenie pozwolę sobie zacytować (o ironio!) pewną reklamę.
„Skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać?”
Alicja Jaczewska – absolwentka I Wydziału Lekarskiego na Warszawskiem Uniwersytecie Medycznym, obecnie lekarz rezydent w trakcie specjalizacji z pediatrii. W 2013 Specjalizację zaczęła w Szpitalu Powiatowym Świętej Anny w Piasecznie, od 2016 kontynuuje ją w Klinice Pediatrii Samodzielnego Szpitala Klinicznego w Warszawie, gdzie pracuje w zespole żywieniowym. Dodatkowo od ponad roku współpracuje z Nicole Sochacki Wójcicką pisząc artykuły pediatryczne na blog mamaginekolog.pl. Prywatnie jest mamą 8 miesięcznego Rafałka.