„Dorotko, u mnie rodzina jest niereformowana”, „Moi rodzice w ogóle nie ogarniają jak ja ich proszę, żeby nie kupowali byle jakich przekąsek dziecku”, „Jak im to wytłumaczyć?”. To są wiadomości, które dość często od Was dostaję. Dodajecie mi opisy swoich historii i rozmów z najbliższymi. Oni nie widzą problemu w tym, żeby dziecko na co dzień na deserek jadło owocowy jogurcik, a przy tym pomiędzy posiłkami popijało soczek czy kompocik. Dla nich takie żywienie dzieci to nic strasznego.
Dlatego stwierdziłam, że podzielę się z Tobą moimi rodzinnymi historiami. Nie myśl, że u mnie jest inaczej niż u Ciebie. No, niestety nie jest. Moja rodzina wychodzi z przeświadczenia, że ja to jednak jestem spaczona trochę pod kątem tego „unikania cukru” i przesadnie już „się czepiam”.
Oczywiście, jak poruszam temat deserków, jogurcików, „podgryzaczy” w trakcie zabawy czy posiłków w przedszkolu np. z moją mamą lub ciociami, to często słyszę od nich takie komentarze.
„Oj, Dorotko, już nie przesadzaj”
„Oj ,Ty to naprawdę już się czepiasz”
„Widzisz, w przedszkolu nawet dają serki, a Ty mi nie pozwalasz ich Lence kupować”.
„No kiedyś jadło się cukier i nie było takiej tragedii. Ja słodziłam i herbatę, i twaróg z miodem czy cukrem jadłam i żyję”.
I chyba ulubione porównanie mojej mamy. „Twój dziadek słodził herbatę, ser jadł tylko na słodko i to nie żałował sobie cukru i tyle lat przeżył w pełnym zdrowiu”.
Tylko Ci wszyscy doradcy, którzy mówią o swoim dzieciństwie lub jeszcze lepiej swoich rodziców zapominają, że to było co najmniej 30, a nawet 50 lat temu. A właśnie ta kwestia jest najbardziej znacząca w tych rozmowach.
Dlaczego?
Wytłumaczę Ci to na tym moim przykładzie z moją mamą. Owszem, może i mama słodziła 2 łyżeczki do herbaty i piła po 2 herbaty dziennie. Do tego nawet zjadała naleśnika z serem posłodzonym 2 łyżeczkami cukru, czy bułkę z 2 łyżeczkami miodu. To wszystko jednego dnia – czyli zjadała 4 łyżeczki cukru w herbacie i do tego 4 dodatkowe. W sumie 8. Jednak kolejnego dnia już raczej został jej tylko ten cukier z herbaty, bo przecież codziennie nie jadła twarogu z cukrem.
Dlatego średnia na cały tydzień zjedzonego cukru wynosiła u niej 5 max. 6 łyżeczek dziennie. I tyle.
A jak jest teraz?
Od dwóch lat jeżdżę na zajęcia edukacyjne do szkół podstawowych. Przeciętne najczęściej powtarzane w ciągu dnia posiłki u dzieci to:
Śniadanie: płatki typu cornflake lub smakowe na mleku
W szkole: napój „Tymbark” lub tzw.„ woda smakowa”, do tego ciasteczko, wafelek lub maślany rogalik. Czasami mus owocowy.
W domu: jogurcik lub serek
Woda z domowym sokiem lub herbata z łyżeczką ( a niektóre dzieci nawet z 3 łyżeczkami) cukru, soki owocowe.
I przy takim odżywianiu mamy już na samo śniadanie z płatków ok. 4-5 łyżeczek cukru, do tego dodamy 9 łyżeczek z napoju. (Tak, w butelce 500ml Tymbark jabłko-mięta jest ok. 9 łyżeczek cukru!)
Niewinne Prince Polo ma 4 łyżeczki cukru, a popularne wśród dzieci serki owocowe czy jogurty smakowe mają po ok. 4-6 łyżeczek cukru w jednym opakowaniu!
Przy takim jedzeniu (a przyznasz, że to często standardowe żywienie dzieci) okazuje się, że w jednym dniu dziecko zjada nawet do 23 łyżeczek cukru!!!
Skąd taka różnica?
A no stąd, że teraz w sklepach półki wręcz uginają się od różnorodnych produktów spożywczych. I nawet pomijając alejki słodyczy, zostają nam liczne napoje, soki, musy, słodki nabiał, deserki… Takich produktów nie było w sklepach nawet te 20 lat temu.
A co jedli ludzie 30 czy 40 lat temu?
Wtedy półki sklepowe nie obfitowały w kruche ciasteczka z syropem glukozowym, utwardzonymi tłuszczami trans i cukrem. Wtedy również żywienie dzieci wyglądało całkiem inaczej.
Te kilkadziesiąt lat temu nikt nie jadł smakowych jogurtów pitnych, ptasiego mleczka, czy nie pił napoi typu „Lipton”, „Tymbark”, „Cola”.
To jest właśnie ta potężna różnica. Z tego powodu bezsensem jest porównywanie odżywiania cioci czy babci sprzed 30 lub 50 lat do tego jak wygląda obecnie żywienie dzieci.
Obecnie żywienie dzieci wygląda tak, że na każdym kroku (prawie w każdym popularnym produkcie spożywczym !) zasypywani jesteśmy ogromną ilością cukru. Dzieje się to pod różną postacią i nazwą m.in. syropem glukozowo – fruktozowym, dekstrozą, maltodesktryną, miodem sztucznym itp. Często takie produkty pokazuje na moim Instastories.
Dlatego jeśli kolejny raz będą dawać Ci przykłady odżywiania sprzed 20 lat, to przytocz im tę różnicę. Na pewno w tej kwestii będą musieli przyznać Ci racje, że żywienie dzieci obecnie wygląda całkiem inaczej. A jeśli już to do nich dotrze, to może chociaż przez chwilę zastanowią się, zanim po raz kolejny będą chcieli użyć swoich bezpodstawnych argumentów.
Jestem z Tobą 😉
Jeśli jeszcze nie czytałaś, to zajrzyj też do mojego wcześniejszego wpisu: Cukier w diecie dziecka – wcale nie chodzi o słodycze.