Temat „słodycze dla dzieci” powraca jak bumerang, a tym bardziej w grudniu. Oczywiście dlatego, że w naszym społeczeństwie przyjęło się, że do prezentów musi być coś słodkiego.
Pokutuje niestety stale powtarzane zdanie, że „Co to za dzieciństwo bez słodyczy?”. Ja uważam, że wszystkiego oczywiście można spróbować i jak czasami dziecko zje czekoladę czy batona, to przecież nic się nie stanie.
Problem jednak tkwi w tym, że słowo „czasami” dla każdego oznacza co innego. Dla mnie to raz na tydzień. Dla niektórych moich pacjentów to raz na 2 tygodnie, a dla innych to co drugi dzień. W związku z tym, doprecyzowanie tego terminu jest niesamowicie ważne. Słodycze dla dzieci, nie powinny być codziennością.
Gdy mówię niektórym znajomym czy członkom rodziny, że Lena czasami jada oczywiście słodki serek albo czekoladę, to oni przewracają oczami i kwitują: „A co ona tam jada, jak Ty jej na nic nie pozwalasz?”. Niestety dla nich jedzenie raz w tygodniu lub dwa razy w tygodniu słodyczy, to jak zupełnie niejedzenie.
Najczęściej wysłucham, tego, co mają mi do powiedzenia, ale i tak robię swoje 😉 Teraz Lena z racji już swojego wieku (4 lata) zaczyna jeść inaczej. Chociażby dlatego, że większość posiłków je w przedszkolu i tam uczy się (niestety) regularnie poznawać słodki smak. W jej przedszkolu słodycze dla dzieci, to regularność. Lena spotyka się też z dzieciakami i wiadomo, że czasami zostanie poczęstowana jakimiś słodyczami, chrupkami czy ciastkami.
Zawsze wychodzę z założenia, że kiedy jest w gościach i ktoś ją poczęstuje czymś słodkim lub gdy dostanie od kogoś jakiegoś łakocia, oczywiście może go zjeść. Jeśli ma ochotę. Jednak tym bardziej uważam, iż nie ma potrzeby, żebym ja jej takie rzeczy kupowała. A tym bardziej, żeby były one stale dostępne w domu. Na co dzień lepiej, by jadała zdrowe posiłki, a tylko od czasu do czasu coś „mniej ok”, czyli np. jakieś słodycze dla dzieci. Jeśli tak to będzie wyglądać, wtedy tragedii rzeczywiście nie będzie. Od czasu do czasu, czyli raz – dwa razy w tygodniu (zależy od tygodnia :)).
I oczywiście jeśli ma na to ochotę. A różnie to bywa – jak to z dziećmi. Czasami ma chęć na dużo słodkości, a czasami w ogóle nie jest nimi zainteresowana. Niekiedy ugryzie pół cukierka i zostawi.
Dlatego widzę, że teksty którymi też mnie „straszono” w rodzinie 😉 nie sprawdziły się.
Najczęściej to były zdania typu:
„Zobaczysz, jak teraz jej nie dajesz słodyczy, to potem będzie chodzić po ludziach i wyjadać wszystko”.
„Tak ją izolujesz od słodkiego, a potem będzie w gościach i będzie wyżerać słodycze ze stołu”.
No i tak się nie stało. A ja mam teraz jeszcze większą satysfakcję 😉
Pamiętaj, że roczne lub dwuletnie dziecko nie wie, że istnieje np. ptasie mleczko, cukierki, galaretki, żelki, ciasteczka itp. Nie wie, dopóki Ty mu tego nie pokażesz, nie dasz spróbować lub nie nauczysz, że w szafce pod TV zawsze jest coś kolorowego i szeleszczącego do jedzenia. Słodycze dla dzieci, to nauka od dorosłych.
Stwierdzenie w stylu: „Ale on tak lubi żelki…”, „Kupuję mu kinderki, bo je uwielbia”. W domyśle powinno brzmieć tak: „Kupowałam mu i uczyłam go przez kilka tygodni, żeby jadł żelki i czekoladki. Podsuwałam mu je co jakiś czas do jedzenia. Posmakowały mu (wiadomo cukier smakuje i uzależnia), więc teraz go karmię tą mieszanką syropu glukozowego z cukrem, no bo przecież to lubi. Teraz już sam chce i często robi mi awantury, jak nie chcę mu kupić”.